Close

Czy warto czytać powieści?

Czy czas spędzony na czytaniu powieści sensacyjnych jest wyłącznie czasem rozrywki?
Może lepiej spożytkować go na czytanie poradników – jak uczynić nasze życie lepszym?
A może beletrystyka także przyczynia się do naszego rozwoju?
Wyobrażacie sobie, by oglądać tylko filmy naukowe i programy publicystyczne? To tak samo, jak czytać wyłącznie pozycje naukowe, lektury o tzw. rozwoju osobistym…

Czy wtedy nie zabrakłoby w naszym życiu emocji?
„Przecież lepiej emocje przeżywać samemu, w życiu!” – powiedzą niektórzy. I mają rację.Tylko bez powieści i emocji, które budzą w nas losy bohaterów, musimy radzić sobie z tym, czego doświadczamy w realnym świecie, z naszymi uczuciami niejako bez przygotowania.

Czy zatem beletrystyka może wspierać w rozwoju (nie piszę „osobistym”, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, ze można rozwijać się „nieosobiście”)?

A Wy co o tym sądzicie? Jakie jest Wasze zdanie?
Jakie książki warto czytać?
Jakie książki sprzyjają naszemu rozwojowi w różnych sferach?

* Autorką tego wyjątkowego zdjęcia jest Karolina Łopusińska ps.iloveyou!

12 Responses to Czy warto czytać powieści?

  1. Julia Wosinek

    Warto czytać beletrystykę. Czytanie literatury pięknej wzbogaca słownictwo, pomaga w wyrażaniu emocji, uczuć; rozwija wyobraźnię i empatię. Wczuwając się w losy bohatera, stajemy się wrażliwsi, bardziej wyrozumiali. Poza tym, to świetna rozrywka:)

    • Małgorzata Sambor-Cao

      Julio, Aneto, bardzo dziękuję za te opinie ?

      Tak sobie myślę, że nie byłabym tą samą osobą gdybym razem z Winetou nie walczyła z niesprawiedliwością. I mimo iż teraz tego rodzaju książki mogą mi się wydać infantylne to jednak dzięki nim pewne wartości są dla mnie cenne. I tak jest z wieloma innymi lekturami, do których już nigdy nie powrócę, ale cieszę się, że kiedyś przeczytałam. Mam wrażenie, że wpłynęły na mój rozwój bardziej niż to co próbowali mi przekazywać rodzice. Czasami były to bardzo bzdurne rzeczy :), ale po kilku eksperymentach nauczyłam się tego o czym pisze Aneta – filtrować to o czym czytam.

      Myślę sobie, że czytanie beletrystyki pozwala także na spojrzenie na świat oczami innych ludzi, niejako przez ich system wartości i priorytetów. To jest dla mnie ogromnie ciekawe. Na przykład losy Romea i Julii. To jest bardzo obce moim przekonaniom i wbrew temu jak wydaje mi się warto przejść przez życie. Tak bardzo inne. Czy w jakikolwiek inny sposób niż poprzez literaturę mogłabym wniknąć w ten świat?

  2. Aneta Matyjaszek

    Beletrystyka od wieków jest obecna w życiu społecznym. Nie wyobrażam sobie istnienia literatury bez tego typu książek. Czasem całe pokolenia chowały się nich. Nawet jeśli z perspektywy czasu trącą myszką, albo rażą sztucznością, to wg mnie w swoim rodzaju i czasie odegrały dużą rolę. Problem zaczyna się, kiedy uczniowie w szkołach są zmuszani do ich omawiania, ale to już inna sprawa. Jakie książki warto czytać? To zależy od tego, co ktoś uznaje za wartościowe i co mu dana książka „robi”. Nie raz zdarzyło mi się marnować czas na jednorazówki – klasyczne „czytadła” i to takie, że aż mdliło… I okazywało się, że np. dzięki jednej scenie uświadomiłam sobie coś ważnego. I z drugiej strony – czytałam powieści okrzyknięte jako genialne, które mnie bardzo rozczarowywały i robiły wrażenie jedynie przerostem formy nad treścią. Ale robi mi się z tego rozprawa naukowa, więc kończę: warto czytać różnorodne książki, ale krytycznie, przepuszczając je przez swoje osobiste filtry.

  3. Arek Sobiczewski

    Bardzo podoba mi się idea Gosi Cao, mająca spolaryzować czytelników na tych, którzy opowiadają się za beletrystyką, jako formą godną uwagi, oraz miłośników wszelkiej maści poradników.
    Polaryzacja jest… emocjonująca!
    Początkowo zamierzałem opowiedzieć się po stronie miłośników non-fiction. Jednak niniejsza dyskusja sprowokowała mnie do głębszych przemyśleń na temat tego, co przeszkadza mi w literaturze obu rodzajów, oraz co mnie w obu nurtach pociąga.

    Obstawałbym przy tym, że czas czytania jest czasem rozrywki per se. Dobrze dobrana lektura to przyjemna stymulacja intelektualna, źródło emocji i szansa na zyskanie nowej perspektywy na sprawy nam znane, jak i zupełnie nowe. Nie pamiętam już kto napisał, że ‘czytając czujemy się jak istoty wyższe [boskie]’. Taki pogląd mocno do mnie przemawia.

    Non-fiction ma tę przewagę, że najczęściej fakty są bardziej fascynujące niż fikcja. Zrozumienie tego fenomenu wymaga pewnej ostrości umysłu i umiejętności odniesienia nowych faktów do tych, które są nam dobrze znane. Zauważyłem też, że wielu czytających cechuje pociąg do różnych „fantastycznych bredni” (proszę się nie zrażać – nazywajmy rzeczy po imieniu), bo zwyczajnie brakuje im porządku w myśleniu, stabilnego systemu wartości, poczucia spełnienia w ich własnym życiu. Wtedy fikcja jest jak narkotyk; staje się obszarem w który czytelnik ucieka, aby nie podjąć niełatwego przecież wyzwania uporania się z własnymi demonami. Dla mnie oznacza to bylejakość i staram się stronić od takich ludzi. Takie czytanie nazywam „czynnością zastępczą”. Zastępczą dla tego, co intuicyjnie wiemy, że powinniśmy robić. Wtedy nie jest ważnym po jaki rodzaj odskoczni sięgniemy: beletrystyka, seriale telewizyjne, zakupy w centrum handlowym. Każdy z nas zna to uczucie wewnętrznej pustki, która musi zostać zapełniona.
    Właśnie w takim momencie dochodzi do potężnego rozłamu – ludzi zdaje się różnić to, czym karmią swój umysł!
    Non-fiction to nie tylko poradniki. To wspaniały gatunek, który przy dobrze dobranych pozycjach pokazuje, że format książkowa wymaga od autora nadania swojemu dziełu uporządkowanej i ponadczasowej formy. Obcowanie z taką, dobrze zaprojektowaną formą i faktami godnymi uwagi (dla kogoś, kogo autentycznie interesuje otaczająca nas rzeczywistość – a przecież wielu ludzi jest zainteresowanych tylko i wyłącznie sobą – nie do nich kieruje ten post), to prawdziwe wyzwanie – możliwość wzrostu i przyjemność, bo nie zapominajmy, że między wierszami jest dużo miejsca na własne wnioski!
    Natomiast fikcja to… półka wyższa. Tak, jak dobre non-fiction wymaga ostrości umysłu, tak dobra fikcja wymaga otwartości serca.
    Pisanie o pewnych ważkich rzeczach używając do tego jedynie faktów, odziera je z piękna. Po prostu niektórych rzeczy nie da się przekazać w ten sposób. Konieczne jest wywołanie w czytelniku określonego stanu, pewnego wstrząsu, który zagwarantuje, że dana idea zostanie odebrana w sposób nieprzypadkowy, na stałe „zagnieżdżając się” w jego sercu.
    Także sposób narracji – w przypadku fikcji głównie historie i sposób ich opowiadania – to najprawdopodobniej najlepszy sposób (wynika z okablowania naszego mózgu) na przekazanie wniosków, pokazanie postaw wartych naśladowania, etc. Jako ludzie robiliśmy tak przez dziesiątki tysięcy lat.

    Absolutnie nie powinniśmy pozbawiać się możliwości obcowania z dobrą literaturą, tak w zakresie fikcji, jak i nie-fikcji. Byłoby to niepotrzebne ograniczenie, bo każda z nich spełnia swoją rolę. Tyle, że zdają się operować na zupełnie różnych poziomach, co należy uszanować i czerpać z nich zgodnie z własnymi potrzebami.

    Z niecierpliwością czekam, aż będę miał chwilę na przeczytanie Sapere Aude. Dostałem tyle dobrych rekomendacji, że dało mi to do myślenia.

    • sapereaudecompl

      Arku, bardzo dziękuję za ten obszerny i ciekawy komentarz.

      Napisałeś, że istnieje grupa osób, która czytanie traktuje jako wypełnianie luki w swoim życiu. Niejako żyją życiem bohaterów powieści bo w ich własnym życiu nie dzieje się nic godnego uwagi. A nie dzieje się bo nie robią nic, by ten stan zmienić. Tak, masz rację. Ciekawe określenie „czytanie zastępcze”.

      Inspiracją dla mnie poddanie tego tematu pod dyskusję była jednak zupełnie inna grupa ludzi. Powiedziałabym przeciwna. Byli to ludzi, którzy właśnie z całych sił dążyli do tego by ich życie było ciekawe i dawało satysfakcję. Działali, zmieniali to co im nie pasuje, kształcili się i osiągali swoje cele.

      Zastanawiam się jednak czy rezygnując z beletrystyki nie stracili tego o czym pisały Julia, Aneta i Ewa – wrażliwości i umiejętności poznawania i reagowanie na pojawiające się emocje i uczucia. A system wartości? Jak wiele jesteśmy w stanie poświecić by być wiernym własnym zasadom?
      Mówi się, że tyle o sobie wiemy na ile zostaliśmy sprawdzeni. Ale tak sobie myślę, gdy razem z bohaterami powieści przeżywamy ich dylematy moralne to mamy szansę zmierzyć się z trudnymi tematami zanim życie postawi coś takiego przed nami.
      Michael doświadczył czegoś co całe szczęście ma niewielkie szanse spotkać kogoś z nas. Czy jednak widząc krzywdzone dziecko zareagujemy? Pomożemy mimo kosztów jakie możemy zapłacić za taką interwencję?
      Michael zachował się tak jak ja bym chciała się zachować. Nie wiem czy bym potrafiła.
      Ale to już chyba temat na oddzielną dyskusję…

      Wracając do wypowiedzi Arka.
      W żaden sposób nie deprecjonuję wartości literatury jak to Arku określiłeś non-fiction. Przecież to także książki historyczne, biografie. Zresztą poradniki, dobrze napisane i pokazujące jak zmieniać życie są ogromnie cenne. Zwracam tylko uwagę by w pogoni za samokształceniem, podnoszeniem swojej wartości rynkowej nie utracić wrażliwości i empatii.
      A to moim zdaniem może się zdarzyć jeśli nie damy sobie prawa do zatrzymania i pochylenia nad problemami i dylematami innych.

      „Pisanie o pewnych ważkich rzeczach używając do tego jedynie faktów, odziera je z piękna.” – a to jest Arku piękne zdanie. Nie mogę się z tym nie zgodzić, a także z tym co piszesz dalej. Czuję dokładnie tak samo.

  4. Ewa J. Wytrążek

    Według mnie warto czytać wszystko – a szczególnie dobrą literaturę. I to dotyczy wszystkich – nie tylko humanistów. Często mówi się, ze szczególnie młodzi ludzie maja problemy z komunikacją, co przeszkadza im w budowaniu dobrych relacji tak prywatnie jak i biznesowo. Skąd maja się uczyć świadomie używać języka polskiego, nazywania swoich emocji, wyrażania ich? Jeśli nie maja odpowiednich wzorców w domach – literatura jest idealna! Wzbogaca słownictwo, pozwala przeżywać, działa na wyobraźnię. Nie da tego instrukcja obsługi smartfona ani nawet najlepsza książka o biznesie!

    • Emilia Ornat

      Zgadzam się z Tobą Ewo w 100 % – nic tak dobrze nie robi na posługiwanie się językiem, jak czytanie. Wzbogaca słownictwo, pomaga wyrobić sobie nawyki poprawnego budowania zdań, daje pewną „skalę” możliwości wypowiadania się. Jak piszesz, rozwija wyobraźnię i emocjonalność. To bezcenne „skutki uboczne” czytania ?

  5. Emilia Ornat

    Książki czytać warto – tak po prostu. W ogóle.

    Ja jestem typem wychowanym na książce, książki były w moim życiu po prostu zawsze. Dlatego właśnie dla mnie czytanie samo w sobie jest przyjemnością i to przyjemnością na wielu poziomach. Od czytania rozumianego jako składanie literek w słowa, przez poznawanie różnych historii, idei, postaci, postaw, przez inspirację i poszukiwania odpowiedzi na pytanie „jak zrobić to czy tamto”. Od książek, przez blogi, aż po prasę. To dla mnie po prostu miłe i sprawia mi przyjemność.

    Jednak dobra beletrystyka to coś więcej, coś głębszego. To jak przeniesienie się w inny świat, malowany słowami pisarza. To przeżywanie emocji bohaterów, to współodczuwanie ich rozterek, przeżyć, nadziei, radości, strachu… To przeżywanie razem z nimi. To wybieranie tych, za których trzymamy kciuki i tych, którym życzymy, aby oberwali po uszach. To wchodzenie w świat całkiem inny niż ten który znamy za pomocą naszej wyobraźni. To trochę jak „alternatywna rzeczywistość”, do której przenosimy się na czas lektury. Dobra powieść to nie tylko książka – to przeżycie, które zostawia w człowieku ślad.

    Poradniki są potrzebne. Beletrystyka niezbędna. Plemienne społeczności nie opowiadają sobie przy ognisku „jak zrobić dzidę”. Przekazują sobie opowieści, o ludziach, o ich przeżyciach, o postawach, emocjach, zmaganiach, o porażkach i wygranych. O szczęściu i nieszczęściu. Ludzie odkąd nauczyli się komunikować opowiadają sobie historie. Dziś opowiadają je powieści.

    Dlatego czytać warto, należy, trzeba ?

    Pozdrawiam
    Emilia Ornat

  6. Ola Stemplewska

    Każdy człowiek jest inny i do każdego trafiają inne treści. Jeden wyniesie wiele z książki dla młodzieży, a inny z romansu,
    czy przeróżnych poradników. Ważne jest, by czytać. Przede wszystkim to, co się lubi, bo wtedy łatwiej lektura w nas wchodzi, zakorzenia się, niż w przypadku książek, które nas nie kręcą. Wtedy się nudzimy, męczymy i za żadne skarby nie wyniesiemy nic
    z książki.
    Osobiście beletrystykę lubię. Wczuwam się wtedy w losy bohaterów, przeżywam z nimi ich rozterki, miłości. Przyglądam się temu fikcyjnemu życiu z boku, czasami zastanawiając się, co ja bym zrobiła na miejscu tych osób. Beletrystyka rozwinęła we mnie wrażliwość, sprawiła, że moja miłość do książek wciąż rośnie, a ja nadal nie mam dosyć, wciąż chcę więcej, widząc ile cudowności jest wydawanych.

    • Małgorzata Sambor-Cao

      Dziękuję Olu za ten komentarz. Mam bardzo podobne zdanie. Poradniki uczą wielu pożytecznych rzeczy (przynajmniej powinny :)), ale tylko powieści mogą rozwinąć naszą wrażliwość.

  7. Eulampia Romanowa

    Dla mnie czytanie jest wnikaniem bez reszty w fabułę. Czuję zapachy, smaki, nastroje. Odbieram akcję poprzez receptory doświadczeń. To mi pozwala na czucie postaci i wydarzeń, zależnie od nastroju albo sytuacji życiowej. Mogę płakać nad bzdurą, bo trąca jakąś moją traumę, albo być niewrażliwa, bo to przerobiłam psychicznie. Najbardziej cenię sobie książki, gdzie rolę odgrywa psychika i jej meandry, bo nic nie jest jednoznaczne. To mi pozwala zrozumieć ludzi i nie oceniać.

    • Małgorzata Sambor-Cao

      Eulampio (cóż za niezwykłe imię!) ja też takie książki najbardziej lubię. I cenię. Jeśli książka ma być tylko rozrywką, zająć mi czas to szkoda mi na nią czasu. Czas to jest to czego mi chronicznie brakuje.
      Jeśli cenisz w książka emocje, jeśli lubisz książki, które zostawiają czytelnika z pytaniami to Sapere Aude jest dla Ciebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.